Czy bedzie dziwne jesli napisze, ze dzisiaj rowniez lenistwo i zakupy?
Co tu robic jak w miescie pochmurno i czasem pada.
Sniadanie na miescie, Maja i Jose zabieraja mnie do obskurnej fantastycznej knajpki hiszpanskiej u skrzyzowania ulic Hoover i Olympic (jakby ktos byl zainteresowany :), gdzie wszystko jest po hiszpansku, ale jedzenie tu robia przepyszne i super tanie. Uwielbiam takie miejsca.
Nadrabiamy zaleglosci czyli fotke z napisem Hollywood na gorce, jezdzimy w kolko, zeby jakos dojechac do punktu widokowego.
Gorki, dolki, jak w San Francisco :)
Potem na chwilke jeszcze cos kupic na Hollywood Boulevard. Jose podczas ostanich Oskarow byl kelnerem i nie mogl sobie przypomniec gdzie dokladnie cala ta impreza sie odgrywa, bo tak ogolnie to w Kodak Theatre, ale on mowil, ze wtedy wszystkie sklepy (bo normalnie to wszedzie obok jest takie centrum handlowe) byly tak pozaslaniane, ze zupelnie zmienialo wyglad calosci.
I ochrona jest ekstremalnie wysoka podczas tej uroczystosci. Zastanawialismy sie co by sie stalo jakby byl taki atak terrorystyczny i zginelyby prawie wszystkie amerykanskie slawy, toz to bylaby tragedia na range swiatowa, chyba by sobie nie poradzili z tym, ja cie ale by bylo....
Tak czy siak zrobilam sobie pamiatkowe fotki :)
Zakupy w The Grove, takie miasteczko zakupowe, strasznie snobistyczne, chcialam do Abercrombie to mialam, zadnych przecen, jakos tak malo sympatycznie, wczoraj w Hollister bylo duzo przyjemniej. W tym calym The Grove podobno gwiazdy robia zakupy ale nie spotkalam zadnej, chociaz pewnie bym sie nie zorientowala ze jest jakas chyba ze by to byl Brad Pitt albo Sean Connery ;)
Maja bardzo lubi i swietnie gotuje (lucky Jose :) i kupuje zdrowe produkty, dlatego koniecznie odwiedzilismy dwa spozywczaki z organiczna zywnoscia Trader Joe's i Whole Foods. Ten pierwszy jest troche tanszy i mniej snobistyczny, bardzo fajny. Drugi tez fajny ale baardzo drogi, podobno tu rowniez lubia robic zakupy gwiazdy. Jest wszystko czego mozna zapragnac do jedzenia. Raj jedzeniowy. Szkoda, ze u nas tego nie ma, taki Piotr i Pawel czy Alma moga sie schowac.
Oni tutaj naprawde maja niezlego bzika na punkcie zdrowej zywnosci. Oni tzn. amerykanie.
Zazdrosze im tylko tego, ze naprawde maja w czym wybierac.
Chodzi mi o inne takie sklepiki z zywnoscia ze wszystkich stron swiata prowadzone przez imigrantow.
Przejezdzajac widzielismy piekarnie rosyjska, napisy byly po rosyjsku i podejrzewam, ze tak samo jak w tej hiszpanskiej slabo rozmawiaja po angielsku :)
Dzien zakonczony przez pyszna kolacje. Maja gotowala a my degustowalismy. Jestem pewna, ze minela sie z powolaniem.
Zainspirowana tym faktem postanowilam isc jutro do indyjskiego sklepu po przyprawy. Wlasciwie juz wczesniej o tym marzylam...