pobudka o 6
nie ma to tamto
myje sie pod jakims zimnym gorskim prysznicem razem z wlosami
podswiadomie czuje, ze w tym temacie to beda problemy
na kierowce czekamy niedlugo, raptem godzinke
zawozi nas to tego miejsca gdzie ma sie zaczac treking
zbiega sie cala wies
skrupulatnie to wykorzystuje, moze jakies fajne foty beda, zobaczymy :)
kierownik biura pokazuje nam trase wycieczki
bedziemy szli anticlockwise circle line czyli odwrotnie do wskazowek zegara
wyglada na calkiem w porzo i nie jakis strasznie trudny (ha naiwniaczka)
dowiadujemy sie tez od kierownika ile by wyniosly napiwki dla porterow i przewodnika
mowi ze 50 tysi szylingow (jakies 25 usd) przewodnik a porterzy 20 tysi szylingow (10 usd) to znaczy nie jakas tragedia finansowa, myslimy, ze uda nam sie cos dla nich odlozyc,
na trekingu szalec nie bedziemy
a dzisiaj jest sylwester i jakos to trudno sobie wyobrazic
bo tutaj goraco i wilgotno od tej bujnej roslinnosci
pieknie tylko slabo gory widac, bo mgla zaslania i foty kiepskie
jest jakas 11 zaczynamy bardzo spokojna droga
pare fotek dzieci po drodze (raptem jedna niezla bo dzieciaki pakuja sie w obiektyw a potem rzucaja sie na cukierki ktore rozdajemy :)
przewodnika mamy naprawde spoko, taki sympatyczny czarny pan w wieku kolo 50 (nie zgadlabym wieku, powiedzial nam)
tak btw ja tych kolesi na razie za bardzo od siebie nie odrozniam
tzn. porterow, oni nosza nasze duze bagaze, ale to jest tak, ze ja i Lukasz idziemy z przewodnikiem a oni nas przeganiaja i zostawiaja w pierwszym kampie i tam nocujemy
pisalam juz, ze mamy az 6 porterow?
ale zanim cel to jeszcze po drodze nam lunelo
sobie z tym radzimy i kolo 15 jestesmy na miejscu
skromna chatka, lozka pietrowe, kibelek w oddali, trudno porownywac do naszych gorskich schronisk, to raczej takie pseudo bacowki
na miejscu spotykamy Polaka, Darka, ktory mieszka w Kanadzie
Davida, Brytyjczyka oraz Tony'ego Wlocha
oni planuja wejsc na Margerite (taka wysoka gore 5109 m co to na niej snieg lezy)
wszyscy bardzo fajni, a jacy cierpliwi
na kucharza czekaja bo oni to maja kucharza
nie to co my, co my sobie sami gotujemy (zeby bylo taniej)
ale chyba zle na tym nie wychodzimy bo oni czekaja na wypasiona obiadokolacje 5 h
taki oto sylwek na wysokosci 2400
Lukasz po raz pierwszy mowi mi, ze jest moim porterem bo ciagle cos tam musi robic np. przytrzymac wode kiedy akurat ja robie foty (potem to juz bede slyszec kilkanascie razy dziennie :)
i juz iles tam jestem mu winna i sie nie wyplace pewnie
mniejsza z tym, wracajac z tematem
dzis malo fotek robilam bo i deszcz i caly czas gaszcz dzungli
niesamowicie zielono, mgla, ale ptakow nie slychac, bo jak mowi nasz przewodnik im wyzej tym mniej i robali i wszystkiego co zyje
dzisiaj jeszcze wedrujemy w normalnych butach
od jutra nosimy wodery (takie b. dlugie kalosze) bo bedzie mega bloto i bagna
ci co planowali spedzic sylwka jakos bardziej hucznie to sie pewnie wlasnie racza alkoholem
a moj jedyny lyczek zoladkowki zostaje skwitowany, ze przesadzam, bo jutro w gory
o 21.30 Lukasz lezy schowany w spiwor
ladny mi sylwek
o 22 dawno spie
Happy New Year 2009!
Szczesliwego Nowego Roku