pobudka o 7
piekny wschod slonca
widac Margerite
razem z tostami z dzemem wpycham w siebie mix tabletek wspomagajacych
inaczej nie da rady
aspiryne tez, bo budze sie napompowana jak balonik
wyruszamy 9.13
dzis ma byc latwiej i pieknie
5 h jak pisza w przewodniku
robi sie z tego 7 h
bo widoki, naprawde, sa mega przepiekne,
az zatyka mnie z wrazenia
na poczatku to mamy baaardzo dlugi mostek przez bagna, czyli udaje sie przejsc nie taplajac sie co chwila w blocie
potem pod gore a na koniec jezioro w nagrode
mysle sobie, ze warto bylo sie tak meczyc w tym blocie i nieznoju caly dzien
no i przewodnik mi bardzo pomaga i dba o moj sprzet, kaze mi chowac aparat w torebeczke :)
docieramy na miejsce do kampu na wys. 3900, dziwnie wygladaja tropikalne palmy na tle osniezonych szczytow, nie jestem zbyt przyzwyczajona do takich widokow :)
rzucam sie na polska kielbaske
jestem strasznie zmeczona
kolacja mi nie wchodzi
za to Lukaszowi jego kolacja i moja bardzo smakuje
zastanawiamy sie gdzie sa teraz Magda i Witek, ktorzy mieli w Kampali wyladowac wlasnie dzis
pare faktow
jestesmy okolo 4 stopnie od rownika
jest naprawde b. zimno na tym 3900
kaze sobie zrobic foty w nepalskiej czapce na tle palm
widze planete wenus, jest calkiem duza
dochodzi dodatkowa warstwa polaru do spania
godz. 20.45 lezymy w spiworkach
ja w doborowym towarzystwie aparatow cyfrowych, baterii i latarek oraz robali
ktore w nocy mnie zjadaja