pobudka bez stresu
informuje ze lariam przereklamowany, znowu zadnych snow, ani ciekawych ani nieciekawych
sniadanko z widokiem na kili
wlasciwie juz znalezlismy agencje ...
bardzo tanio i dzieki naszym fajnym kolezankom z Izraela oraz Lukasza (pseudo Joseph - tak go tutaj nazywaja bo jakos tak w paszporcie ma na drugie i latwiej im chyba przyswoic :)
dziewczyny sie solidnie targowaly, w koncu zydowki i znaja wartosc pieniadza nie?
850 usd (to bardzo tanio, bo normalnie najtaniej jest 950 usd) od glowy za wejscie Machame-Mwekwa route
w tym po dwoch porterow na glowe, przewodnik i dwoch jego asystentow, kucharz, caly ekwipunek, namioty itp.
agencja nazywa sie Kesse Brothers (maja tu taka jakby ksiazke polecen i zazalen i wpisani polacy polecaja bardzo, wiec bierzemy)
ogolnie przekonamy sie w praniu
ta trasa jest bardziej wymagajaca ale tez najpiekniejsza widokowo, 6 dni..
oprocz tego bierzemy ngoro ngoro bez jeziora manyara, zeby bylo taniej czyli 185 usd
rezygnujemy z innych safari bo nie mamy kasy ani czasu, moze kiedys na starosc pojedzie sie na safari
(polecali nam tarangire, ale nie damy rady)
tak wiec jutro wyjezdzamy o 4 rano do ngoro ngoro, wiec zaraz spac
acha, zapomnialam napisac, ze jest tutaj naprawde strasznie goraco
Kampala to bylo nic w porownaniu
chyba jest ze 40 stopni
ledwo da sie wytrzymac w upale, wiec tak naprawde, przez to ze jest niedziela, blakalismy sie caly dzien po miescie w poszukiwaniu restauracji... wszystko pozamykane
udaje nam sie znalezc pizzerie leopard
i maja zaskakujaco smaczne pizze i spaghetti okolo za 5500 szylingow
stawiamy kolezankom obiad bo naprawde zasluzyly
potem maly rekonesans miasta, piwo przy mesie policyjnej
a ja bym chciala sobie zrobic wlosy po afrykansku
to tyle
trzeba przegrac foty na pendrive