pobudka o 6, zeby zdazyc sie wygramolic na sniadanie o 7.30
ale to super ze nie trzeba nic robic do jedzenia, ze wszystko podaja
Noa, prawdziwa twardzielka, wegetarianka sklada pierwsza reklamacje, ze nie chce, zeby kielbaska dotykala jej omletu :)
tak, w ekipie 3 wegetarianki, w tym dwie - Noa i Liran, walczaco-reklamujace ;)
ja staram sie jesc bardzo duzo i jak najwiecej pic
przewodnik mowi, ze organizm latwiej sie przyzwyczai do duzych jak sie bedzie pilo ze 4 litry wody
to duzo, oczywiscie zaczyna sie bieganie (na poczatku to nawet takie drewniane toalety sa) w krzaczki itp.
wyruszamy po 9
znowu pole pole i hakuna matata :)
mamy krajobraz bardziej alpejski, konczy sie dzungla, zaczynaja glownie krzaki i kamienie, skaly
na miejscu jestesmy okolo 15
kolejny camp bardzo ladnie polozony, tak jak wszystkie zreszta
takie pole namiotowe, znowu wysokosc okolo 3 tysie
wieczorem idziemy na spacer aklimatyzacyjny po okolicy, jest b. zimno
ale przy grze w karty jest duzo emocji i nie jest nam juz tak bardzo zimno :)
cudny zachod slonca!
no i wczesnie spac