przed wyjazdem z rozrzewnieniem czytam moje wpisy z Afryki i Ameryki pld...
teraz pora na lajtowy aczkolwiek szalony wypad z laskami na dwutygodniowy urlop do slonecznej Kalifornii (i okolicach) !!
nie napisze hurra bo nie za bardzo to wszystko do mnie dociera, za malo bylo czasu na ogarniecie :)
no naprawde do czego to czlowiek sie potrafi doprowadzic w stanie chwilowej depresji...
ja na przyklad kupuje bilet lotniczy do jakiegos kraju i teoretycznie powinno mi sie wtedy poprawic, ale sie jakos nie poprawia,
kupowanie biletu na drugi kontynent na dwa tygodnie przed wyjazdem posiadajac tylko wize ale nie posiadajac waznego paszportu jest totalnie nieodpowiedzialne,
pomijam sposob w jaki skombinowalam na to srodki finansowe, oczywiscie wszystko legalnie :)
ale jak cos ma sie nie udac to mnie sie na pewno uda ;)
zatem leeceee na dodatek sama,
bo ekipa troche wczesniej, z innej strony i z innym troche biletem,
przypominam, ze boje sie latac, ale poniewaz jestem w stanie depresyjnym powinnam to przezyc znacznie lepiej ;)
malo kto wie o moim wyjezdzie, bo nie traktuje tego jako jakiejs mega wyprawy i w sumie zastanawiam sie czy opisywanie przygod z zupelnie cywilizowanego miejsca jakim jest np. Kalifornia (bo chyba jest :) ma jakikolwiek sens,
ale z kolei juz sie tak przyzwyczailam do tego bloga, ze glupio byloby czegos nie napisac
niniejszym zaczynam troche wczesniej bo zakladam, ze wyrusze wkrotce z hurra! na ustach :)