zatem jestesmy nieplanowo ale nie szkodzi,
tzn. na poczatku tak myslimy,
jestesmy na miejscu okolo 21.30,
pierwsze wrazenie to swiatla,
bo najpierw to jedzie czlowiek sobie przez te przestrzenie, widzi tylko swiatla swojego samochodu albo innych,
a tu nagle swiatla miasta,
jakby ktos zrzucil na ziemie bombe swietlna, serio,
nie wiem ile oni pradu zuzywaja ale to jest pierwsza mysl, ktora sie nasuwa,
jasno jak w dzien,
przypadkowo zjezdzamy exitem 70 troche za wczesnie, a to dosc istotna informacja,
jest tu hotel ale uznajemy, ze wyglada za elegancko, wiec pewnie za drogi i ze wlasciwie chcemy w centrum,
zatem jedziemy do centrum,
otoz nie mamy zarezerwowanego zadnego noclegu, mysle, ze troche z tego powodu, ze Dorota powiedziala, ze spokojnie w LV znajdziemy w centrum jakis tani nocleg bez rezerwacji (wie ze sprawdzonego zrodla)
a mysle, ze tez troche z przekory,
no bo trzeba czasem gdzies wjechac w nocy bez rezerwacji, nie?
inaczej byloby nudno ;)
no i faktycznie zupelnie nie bylo,
najpierw oblecialysmy jakies takie taniej wygladajace hostele/hotele w centrum miasta,
troche postalysmy w korku i popodziwialysmy albo patrzylysmy z obrzydzeniem na to i owo, troche sie zgubilysmy,
ogolnie bez efektu, czyli bez noclegu ani nawet widoku na niego,
Ilonia i Dorota jako dziewczyny najbardziej kontaktowe wysylane na zwiady powoli stracily zapal,
dowiedzialysmy sie, ze jest jakis Kolumbian day czyli jakis wolny dzien dla meksykanow, cos w stylu dlugiego likendu,
bank holiday itp. w samym LV jest okolo 10 tys. ludzi, co sie generalnie nigdy nie zdarza, jakis ewenement, wyjatek od reguly, i to ze nie mozna znalezc noclegu to tez jest ewenement,
i dlaczego to sie trafia akurat nam!
masakra, bo po potencjalnym miejscu nocowania ani widu ani slychu,
okazuje sie, ze Las Vegas to nie jest bezpieczne miejsce, ze lepiej, zebysmy nie szukaly noclegu w okolicach np. lotniska, gdzie juz mialysmy zmierzac, sa ulice ktore znamy na pamiec i pewnie czasem sie nam przysnia w nocnych koszmarach,
albo w stanie wspolego upojenia alkoholowego bedziemy sie z tego smiac,
na razie nie jest nam do smiechu, jestesmy zmeczone, zrezygnowane,
wracamy okolo 2 w nocy, czyli po 5 h szukania do punktu wyjscia czyli nieszczesnego exitu 70 czyli luksusowego hotelu Boulder Station,
miejsc brak, ale mozemy zarezerwowac nastepna dobe od 11 rano, no pocieszajace...
postanawiamy przenocowac na parkingu hotelowym, 5 osob w samochodzie osobowym, milo i przytulnie o ile sie nie podusimy ;)
nie udaje sie nam bo niedlugo przyjezdza ochrona i mowi ze nie wolno, zebysmy poszly, ze nie mozemy tak siedziec,
ja juz nie wyrabiam bo wraca do mnie przeziebienie, wlasciwie prawie umieram,
dziewczyny postanawiaja skoczyc na pare godzinek do hotelowego kasyna, naprawde wypasionego hoho
ja ze zostaje w samochodzie spac, gdzies na innym parkngu gdzie dwukrotnie wyczaja mnie ochrona i ostrzega, ze niebezpiecznie tak,
zaczynam sie bac tego calego Las Vegas,
wracam do dziewczyn i dopiero sie zaczyna,
gra w ruletke od 5 do 9 rano, cos kolo tego, Mariolka wygrywa, dziewczyny to roznie, ostatecznie wygranej brak (ktora mialy sie podzielic ;)
bilans jest taki, ze wlozyly w to razem zaledwie kolo 70 usd a za to dostalysmy driny i napoje dla 5 osob srednio 4 szt. od glowy,
oplacilo sie a jaka byla zabawa!
wprawdzie ja tam troche zdychalam ale ostatecznie robilysmy w kasynie furore :)
nawet dostalysmy karty stalego klienta,
mnie sie podobalo, nawet bardzo :)
szczesliwie o 10 dostalysmy pokoj 4 os. (1 os. zostala przemycona) za raptem 80 usd a warunki naprawde luksusowe z basenem i widokiem na spory kawalek Las Vegas!
padamy spac o 11 jak zabite