Linie Qatar Airlines: nie za tanie, o dobrej renomie, wygodne fotele, miejsce na nogi całkiem całkiem, smaczne jedzenie z metalowymi sztućcami (!) (ogromny wybór na stronie przed wylotem, pyszne szczególnie wegetariańskie indyjskie, dla dzieci jedynie w deserach kapie od cukru, masakra! musiałam chować :/) tylko dwie toalety i kilometrowa do nich kolejka (w airbusie do Doha) przemiła obsługa, napoje wszelakie w tym mocne trunki do wyboru do koloru w ilościach dowolnych, szeroki wybór rozrywek do oglądania, drugi samolot taki jak międzykontynentale: obszerny, rzecz jasna w obu poduszeczki i kocyki, Zośka dostała zestaw do zabawy, kredki, naklejki itp. Ogólnie wrażenie bardzo pozytywne!
Lotnisko w Doha bardzo luksusowe i nieduże. Bez problemu znajdujemy nasz gejt. Różnica czasu 2h. Dłuuugi boarding bo i samolot duży!
Podróż przebiegła nam spokojnie ale praktycznie nie spaliśmy a słońce już o 3 czasu polskiego zaczęło zaglądać przez okna samolotu. Różnica czasu na Sri Lance to 4,5h do przodu. Zośka spała łącznie może ze 3h.
Lądujemy punktualnie zgodnie z rozkładem o 7.55. Przestawiamy zegarki. Słońce intensywne na maksa, lotnisko w Colombo zwyczajne, nieduże, takie hmm.. nie azjatyckie :) Gorąc a szczególnie duża wilgotność szokująca w stosunku do zamrożonej Wawy. Na lotnisku klimy brak.
Najpierw kolejka po wizy (wychodzi po 40 usd, Zośka gratis!), dostaliśmy do wiz w pakiecie taki prepaid na karte do telefonu. To miło z ich strony (można ale nie trzeba, promesę wizy kupić przez stronę, my jako jedni z niewielu tego nie zrobiliśmy) wychodzimy na lobby a tam: już chętni żeby nam cokolwiek zaoferować! jesteśmy twardzi :)
Punkty turystyczne, punkty telefonii komórkowych, kantory, jest w czym przebierać. Wymiana 1usd=141rupii
Kupujemy jedna kartę pre-paid do mojego telefonu, bo tamta dostana nie jest nano. 10 usd a w tym do wykorzystania połaczenia za 500 rs i 5 gb (to sporo). Operator Dialog.
Mamy kierowcę zamówionego z hotelu, 20 min. taxi do naszego hotelu w Negombo Summer Side Residence, bagatela 20usd, ostatecznie drogo, w pakiecie od wizy znaleźliśmy jakiś kupon na taxi a wyszło z zainstalowanej aplikacji, że powinniśmy zapłacić 8usd, he he. Wniosek, że przez hotel to taxi zamawiać nie warto.
Hotel rezerwowałam przez strone agoda.com (bez szału, nie jest intuicyjna, telefon 24/dobę ale kierunkowy UK, na stronie ciężko uzyskać kontakt z hotelem). Rezerwacje innych hoteli robilam również przez booking.com i jest zdecydowanie lepsze w obsłudze.
Kontakt z tym hotelem też nie bardzo bo nie odpisali na moje maile. Zobaczymy jak dalej.
Przyjeżdżamy do hotelu, jest prosto minimalistycznie urządzony, bardzo miła obsługa, koszt 600zł pokój dwuosobowy z klimą, king size łóżko, z łazienką i tv, śniadanie, nieduży basen, bardzo czysto. Polecony przez blog parentingowy. Jeden z najdroższych jakie zarezerwowałam. Z tego co do tej pory się dowiedziałam i zaobserwowałam standard na Sri Lance jest niższy standard niż np. w Tajlandii za te same pieniądze.
Padamy, tyle, że Zosia chyba od nadmiaru wrażeń wcale nie podziela naszej chęci położenia się spać. Po kilku godz walki chyba bardziej siłą woli wychodzimy z hotelu w stronę plaży, idziemy naokoło, całkiem przyjemną drogą, na wyczucie po pół godz. ale Zośka i tak pada w nosidełku w minutę po tym jak wychodzimy. Jest bardzo gorąco i wilgotno. Głodni, zmęczeni stołujemy się w pierwszej napotkanej knajpie, na szczęście polecanej przez Tripadvisor, Rohan's Place. Ryż z warzywami, smaczne ale na razie jedzenie srilańskie nie powaliło nas. Około 13usd z herbatą i sokiem. Na oglądanie plaży nie mamy siły. Wracamy do hotelu raptem 10min. Okazuje się, że mieszkamy całkiem blisko plaży i głównej ulicy turystycznej Hotel Road :)
Wracamy do pokoju, zerkamy na repertuar tv, idziemy spać o 18 i budzimy się o 22, Zośka też się budzi i urzędujemy tak do 2 w nocy, wszystko się zgadza :D (zgodnie z polskim czasem, rzecz jasna).