Wstajemy za bardzo na lajcie, dziś wodospady i pociag. Wodospad ma być piękny a widoki z pociagu zachwycajace...
Jestem "nieco" obolała po wczoraj.
O 10 jesteśmy na stacji kolejowej Ella. Niestety okazuje się, że pociag nie jedzie do Talawakele 3h a 5h (najpiekniejsza trasa widokowa pól herbacianych) Nie wiem co ja sobie myślałam... czegoś nie doczytałam chyba.
Pociagi jeżdża tutaj czasem dłużej albo spóźniaja się... a ja jeszcze chciałam zobaczyć wodospad Rawana i kupić herbatę w Ella, jak my się wyrobimy? :/
Decydujemy najpierw jechać do wodospadu a potem wziać pociag o 12, najwyżej zadzwonimy po naszego kierowcę, żeby nas przywiózł do Ella.
Wyhaczamy tuk tuk, dla świętego spokoju zbytnio się nie targujemy, byle szybko, ale on namawia nas na niedaleka fabrykę herbaty Halpe, że niby dobry moment bo kobitki o tej porze zbieraja (umawiamy się na
2000rs a spokojnie mogliśmy stargować do 1500rs, trudno).
W sumie to nawet chciałam jechać do jeszcze jednej fabryki no i jeszcze te kobitki... więc się zgadzam. Ponoć się wyrobimy (tylko jeden mały drobiazg... wybieranie herbaty zajmuje mi całkiem sporo czasu) a kobitek jakoś nie widać na polach :/
Gościu z tuk tuka mówi, że z pociagu może zobaczymy, jasne. Chęć zobaczenia kobiet zbierajacych herbatę to dla mnie punkt programu, a wyglada na to, że to wcale nie jest łatwe, mowa, to jest wręcz bardzo trudne.
Pędzimy zobaczyć wodospad Rawana, czuję się zawiedziona... przy drodze asfaltowej dużego ruchu, no może fajny ten wodospad, ale aura wokół niego do kitu. Za bardzo się naogladałam i naczytałam ładnej marketingowej perspektywy (to trochę jak z tymi kobietami od herbaty). Trzeba było jechać tym pociagiem rano a teraz to już nie zdażymy, uświadomiłam sobie, że musielibyśmy wracać po nocy serpentynami samochodem do Ella. Wyglada na to, że nie dopracowałam planu :(
Wracamy tuk tukiem do Ella. Na poprawę humoru buszuję po sklepie herbacianym chyba z półtorej godziny (dobrze, że w sklepie puścili dla Zosi i Konradka kreskówkę :) Tutaj maja głównie herbaty czarne, tak jak w fabrykach, zielonych mało ale sa bardzo dobre, te zielone to biorę dla siebie, bo czarne rzadko pijam. Te co do tej pory kupiłam głównie na prezenty i tak sa jedne ze słabszych. U nas mało kto by zdzierżył taka prawdziwa srilańska siekierę ;)
Jemy późny lunch z naszymi znajomymi (na których po raz kolejny wpadliśmy przy wodospadach, no comment :D bo już dwa razy do tej pory się żegnaliśmy do zobaczenia w Wawie) i żegnamy się po raz czwarty he he. Oni jada już do Yala National Park, my tam nie jedziemy.
Wracamy badź co badź zmęczeni do domu, ja jeszcze wieczorem robię krótki wypad na miasto, same białasy ale klimacik i tak fajny, bardzo mi się podoba, polecam :)