Byczymy się jak nic. Chociaż nasze pobudki sa teraz regularnie o 6 rano.
Konrad zostaje z Zosia na basenie a ja idę pofocić na obie plaże obok hotelu. Jedna ładna, druga taka sobie...
Żeby dojść do hotelu trzeba przejść przez ruchliwa ulice, trzeba bardzo uważać na tych wariatów.
Wieczorem wybieramy się do restauracji Break Point Cafe, 4km na zachód od nas. Tuk tukiem w 10 min. W Tripadvisor 10/10.
Widok piękny na skalistą plażę, gdzie można też posnoorklować. Restauracja 4 stoliki, skromnie, czysto. Dwa słodkie kociaki (są trochę drobniejsze niż nasze polskie). Na razie jest pusto, tylko my. Przychodzi właściciel, młody chłopak, bardzo sympatyczny. Wita nas, przeprasza za angielski, chociaż radzi sobie całkiem nieźle. Rozmawiamy jakie owoce i warzywa rosną u nich a jakie u nas. Potem przynosi świeżo złowione rano ryby, kraba, kalmary. Wybieramy rybę, która nazywa się Malad, podobno niełatwa do złowienia, więc kosztuje nas 4000rs (około 25usd) Ryba podana razem z czerwonym ryżem i genialną sałatką z lokalnymi owocami i warzywami oraz sosem czosnkowym. Dla Zośki gratis domowe frytki a dla nasdokładka ryżu. Mistrzostwo!
Godz. 21.30 a my już wszyscy śpimy.