pobudka o 5 i truchcikiem lapac taksowke, zeby zdazyc zlapac autobus o 6 do Kasese
ciemna noc a my blakamy sie w poszukiwaniu dworca autobusowego skad odjezdza bus Kalita do Kasese
jest tak wczesnie ale miasto juz zyje
targ otwarty, trudno przejsc niezauwazonym
lokalsi pytaja nas gdzie idziemy, chca pomoc, to mile, ale czuje sie troche dziwnie (staram sie juz nie miec snieznobialej paranoi ;)
udaje nam sie zlapac ostatnie dwie miejscowki i za kwote 15 tysi szylingow mozemy zasiasc
raczej niewygodnie w autobusie
jesli wczoraj napisalam, ze ciezki dzien to chcialabym powiedziec, ze sie pomylilam...
ciezkie dni dopiero przed nami, i to jakie!
autobus pedzi z predkoscia swiatla, serio
kto by sie spodziewal, ho ho
afrykansko ugandyjskie obrazy przesuwaja sie b. szybko
drogi maja niby nie takie zle ale nakladli na drogach szybkiego ruchu po 5 spiacych policjantow
paranoja
po paru godzinach mamy wszystko do gory nogami w srodku bo na tych policjantach niezle trzesie
o 12 jestesmy w Kasese, malutka miejscowosc, naokolo zaznaczaja sie szczyty gor ruwenzori
tam ma ponoc czekac na nas kierowca ktory zawiezie nas to jakiegos wypasionego hosteliku
jaki to on wypasiony to sie okazuje bardzo szybko
ale najpierw zakupy, bo na treking musimy miec swoje papu
godzina drogi z Kasese do tego hosteliku, jak i sie przypomni nazwa to uzupelnie
koszty podalam wczoraj
po drodze urwanie chmury i leje jak z cebra
a jakze bardzo pieknie naokolo i romantycznie, na wys. 1600
na kolacje czekamy 3 h (7 tysi szylingow od glowy)
ponoc do tego to trzeba sie przyzwyczaic
romantycznie niby jest ale dla zakochanych i to pewnie wczesniej umytych
bo u nas ani kropli wody
Lukasz oznajmia ze w takim razie to on sie nie myje.. trudno
mam troche z niego uciechy ale nie ma sie co oszukiwac
z tym niemyciem sie to dopiero poczatek
spac niby poszlismy wczesniej, ale ja nie moge zasnac bo widze ciemna ciemnosc
do tej afrykanskiej ciemnosci nielatwo sie przyzwyczaic
tak czy siak w koncu chyba zasypiam i tak oto mija przedostatni dzien roku