WRACAMY!

pobudka o 6 bo o 7
wlasciwie to bez pobudki bo nie bylo jak spac w takim halasie
okazuje sie ze autobus z kasese do kampali kosztuje dwa razy drozej niz z kampali do kasese
czyli 30 tysi
ponoc gorzej sie jedzie
i faktycznie
jedzie sie fatalnie
pomjijajac upal potworny, siedzimy po zlej stronie autobusu czyli caly czas w sloncu
autobus jakos czesto ma przystanki
ale nie robi ani jednego postoju, wiec nie ma opcji toaleta lub jedzenie
papu to jeszcze daja przez okno czasem wiec zaopatrujemy sie w ciapaty
jakby ktos nie wiedzial to takie cos jak nasze nalesniki tylko grubsze
krajobraz zmienia sie z wysokogorskiego pokrytego dzungla na lekko gorzysty nadal pokryty dzungla
niesamowicie zielono
wjezdzamy do miasta Kampala
ponownie
przez okno autobusu mozna robic fajne foty
idziemy z dworca w strone postoju taksowek
troche sie gubimy
ale tak btw (by the way) juz sie wiecej nie boje
oswoilam sie z tym miastem
mimo halasu, brudu, ogolnego chaosu
podoba mi sie, przeciez taka jest afryka!
po drodze Lukasz przyuwaza info o meczu Uganda - Somalia
jutro o 16
mowie ze nie ma mowy zebysmy poszli bo jedziemy do Jinja jutro
poki co zmykamy do Red Chilli hosteliku
dzisiaj zobaczymy sie z Witkiem i z Magda
w hostelu zjadamy wreszcie smaczne jedzonko
dobre jedzenie tu maja
ja uderzam do netu i czekamy na M&W
okazuje sie ze w Polsce jest -15 stopni i snieg
dziwne uczucie jak sie tu siedzi w takim upale :)
M&W jakos dlugo nie ma, niepokoimy sie
okazuje sie ze byli na wodospadach Murchinsona i troche w korkach postali
wymiana wrazen i robimy plany
wszyscy zmeczeni wiec spac bo jutro uderzamy znowu do Kampali po bilety do Tanzanii
ja mam dziwnie spuchnieta lewa noge w kostce, ale do Kilimandzaro zostalo troche dni wiec moze do Tanzanii sie zagoi :)

Zdjęcia (16)

Komentarze (0)