poki co lot do ny przez londyn, po drodze przekladanie zapalniczki z bagazu glownego do podrecznego (!)
jakub sie nieopacznie przyznal, ze posiada
do tego nie siedzi niestety obok czarnej pieknosci z checkinu, ktora stala przed nami, samolocik ciasny, jedzenie slabe, repertuar rowniez, na szczescie mialam mila sasiadke, ktora czestowala mnie bialym winkiem, turbulencje tez byly i moje serce w gardle, ale jakos przezylam (gwoli przypomnienia boje sie latac i najmniejsze turbulencje wzmagaja w mojej wyobrazni najstraszniejsze katastrofy lotnicze)
lotnisko jfk jakies takie jak w new dehli, wiecej czarnopodobnych roznych rodzajow niz bialych
na zewnatrz lepiej, ale piotr (kuzyn) przyjezdza pozno, bo mamy problemy telefoniczno komunikacyjno i tym podobne (uwaga: moj tel nie dziala)
kolo 18 szczesliwie jedziemy do queens gdzie bedziemy nocowac u rodzinki piotra (jola mama + dzieci klaudia i sebastian)
tak na marginesie - cudowna rodzinka :)
po drodze korki a przedmiescia wygladaja jak londyn, jest cieplo wyjatkowo jak na te pore ok 15 stopni
to niestamowite, ze jestem w ny!! mowie to sobie przez caly czas, bo nie moge w to uwierzyc
a wieczorem na manhattan!
potem do piotra po obiektywik (piotr - kolega z houston) i razem cala wycieczka do irlandzkiego pubu
obiektywik boski! (18-200 nikkor cenowo duzo taniej bo o 700 zl, dla niezorientowanych na allegro koszt 2400)
no ale to sie dopiero okaze
w pubie czuje sie jak w irlandii :)
jest fantastycznie
potem times square i okolice, jeszcze nie do konca czuje klimat ny, tak jakos dziwnie, troche jak w bangkok+ londyn bo wiezowcow tak bardzo w nocy nie widac z dolu :)
wracamy poznym wieczorem, jestem skonana, ale i tak w nocy budze sie o 3 (jetlag)