Wstajemy ciężko, ja totalnie niewyspana jestem. Szybkie śniadanie, moczenie stóp i stópek w basenie, pakowanie do samochodu.
Zamówiony kierowca z samochodem o godz. 10.30 miał nas zawieźć w stronę Pinnawala. Zmieniamy plany bo za późno wstaliśmy.
Jedziemy do Kandy, gdzie mamy nocleg. Czeka nas 3h podróż, 110 km, ale oni tu jeżdża max 50/h.
Jeżdża jak wariaci. Wyprzedzaja się na trzeciego, nierzadko autobus wyprzedza autobus, wszędzie motocykle, tuk tuki małe pojazdy znane w tej szerokości geograficznej.
Nasz kierowca okazuje się nie jest tym, z którym negocjowałam ale jego podwładnym. Niestety mówi słabo po angielsku no i w samochodzie nie ma obiecanego fotelika. Samochód jest duży to fakt, Honda Shuttle (coś jak nasza Toyota Prius hybrydowa) importowana z Japonii, wiec wszystko w środku jest opisane po japońsku, he he (widać wcale im to nie przeszkadza).
Zosia wykorzystuje brak fotelika i buszuje na tyłach samochodu, wierci się albo nie chce się dać zapiać. Masakra. Te foteliki u nas to jednak dobry wynalazek, nie tylko ze względu na bezpieczeństwo :)
Droga jest męczaca, mimo klimy i komfortowego samochodu. Dużo krętych dróg i mocne słońce daje się nam we znaki. Kiedy Zośka wreszcie zajmuje się bajkami na kindlu, po 2h drogi kierowca bez konsultacji zatrzymuje się przy jakiejś małej plantacji przypraw i bez pytania wysadza nas. Jesteśmy tak zaskoczeni że dajemy się wpuścić, że tak powiem, w maliny albo lepiej... w cynamon. Jakiś gościu opowiada nam o przyprawach hmm.. nawet ciekawie... ale ja czuje się oszukana i jestem zła, że musimy na siłę robić coś na co w tej chwili nie mamy ochoty. Robimy z nim rundkę wokoło i oczywiście zostajemy zaprowadzeni do prezentacji ajuwerdyjskich medykamentów. Na odczepne targuję się i kupuję olejki citronellę na moskity, drzewo sandałowe, krem na oparzenia słoneczne i jakas maść cytrusowa, która mi wcisnęli na koniec. Płacę 4 tys rupii czyli 100zł (!). Ciekawe ile przepłaciłam...
Zapomniałam już jak to jest uprzejmie z uśmiechem odmawiać :) obiecujemy sobie, że pierwszy i ostatni raz daliśmy się tak wkręcić.
Jeszcze godzina i będziemy w Kandy. Droga bardzo kręta, teren jest bardzo górzysty, więc niekiedy i serpentyny.
Zastanawialiśmy się wcześniej czy jest sens brać kierowcę. Już teraz wiemy dlaczego :D
Ruch tutaj jest lewostronny, więc poza tym ich wariackim jeżdżeniem dodatkowa trudność.
Docieramy do miasta: korki, tłumy, hałas. Z naszego pokoju w hotelu Kandy Reach Inn za 360zł/2 doby (jak zwykle dwuosobowy pokój) jest wspaniały widok na miasto.
Kandy leży na zboczach doliny, bujna roślinność i krzyki ptaków w połaczeniu z hałasem miasta daja bardzo ciekawe wrażenie. Nawet mi się to podoba :)
Jedziemy dziś zobaczyć Światynię Zęba Buddy. Wstęp 2000rs/2 osoby (15usd). Wspaniale zachowany kompleks budynków na sporym obszarze, położony nad jeziorem. Zosi się wybitnie podoba bo schodów co niemiara i cały czas jest: ja siama :D
Wszystkie foty po powrocie, rzecz jasna.
Ludzie znowu zwracaja na nia uwagę.
Uśmiechaja się do nas a szczególnie do niej. Wyglada to niegroźnie, nie sadzę by mieli złe zamiary ale bedziemy uważać mamo i tato :)
Ona się trochę wstydzi, więc chce na ręce i zawsze ja bierzemy.
Moment i jest ciemno. Wracamy do hotelu. Dostajemy prawdziwa srilańska kolację czyli rice&curry. Konrad jest w siódmym niebie :D
Ryż a do tego kilka miseczek różnych grillowanych i smażonych warzyw w ostrych przyprawach curry.
Pytam Pania o przypadkowa miseczkę czy ostra: nie, nie ostra...
Próbuję... ostra jak diabli! Konrad się cieszy :)
Zośka wcina sam ryż (pierwszy raz ja widzę w tej roli ;) ona zawsze była z ryżem na bakier.
Jesteśmy tak głodni, że niemal rzucamy się na jedzenie. Konrad bo ostre, ja, mimo, że ostre :D
Trzeba przyznać, jedzenie jest po prostu pyszne! I jeszcze deser! Wypas. Nie możemy się ruszać.
Panie sa przemiłe, naskakuja nam, czujemy się nawet trochę niezręcznie :) Zachwycaja się Zośka. Zaczynam sobie zdawać sprawę, że przywieźliśmy im tutaj atrakcję turystyczna ;)
Wieczorem z wrażenia przegapiamy moment kiedy Zośka trochę ziewa i znowu mamy cyrk bo nie chce zasnać. Padamy o 1.