Śniadanie na luzie, skok na trochę do basenu i szykujemy się na następną wycieczkę. Wyjeżdżamy koło 11.
Dziś Polonnaruwa. Miasto stworzone w XII w. n.e. Pośród bujnej egzotycznej roślinności kryją się malownicze ruiny pałacu królewskiego oraz zespół świątyń z imponującymi posągami Buddy i fascynujacymi kamiennymi inskrypcjami.... czytam w przewodniku.
Jedziemy całkiem pustą dobrą drogą, po bokach mijamy wśród tej bujnej roślinności budki sprzedawców z owocami, małe kolorowe wioski, lokalsów żyjących swoim rytmem, powolnym życiem, aż sam człowiek się uspokaja.
Po godzinie jesteśmy na miejscu, kierowca niby pyta się o drogę a tak naprawdę to taka sciema, że nie wie. Twierdzi, że niby samochód nie dojedzie w niektóre miejsca a to bzdura (później widzę, że przy każdym niemal zabytku jest parking). Nakręca nas na tuk tuka, ja oczywiste, że bardzo asertywna osoba nie tak łatwo dam sobie wcisnąć byle czego. Patrzę idą jakieś białasy, mówię do Konrada, chodź zapytamy tych białych może wiedzą lepiej (bo jedyne osoby w tym świecie, którym można ufać to inni podróżnicy, oni ci powiedzą jak jest :) Ja się przyglądam a tu kto? Nasi rodacy, niemal sąsiedzi z Warszawki Andrzej i Beata :D To chyba przeznaczenie jak nic!
Oni faktycznie wiedzą lepiej. Polonnaruwa i ruiny są rozrzucone na ogromnym terenie. Wchodzi w grę najlepiej rower lub tuk tuk (ew. samochód dla grubych Niemców :D Rower odpada, bierzemy udział w korupcyjnym planie. Za 42 usd od pary i jezdzimy dwoma tuk tukami po całym terenie, mówią nam jak mamy iść do zabytków i wszędzie wchodzimy jakby od tyłu, ale widać, że strażnicy biorą w tym udział, bo zdają się nas nie zauważać....
Pilnujemy tylko żeby nas zawieźli wszedzie gdzie trzeba.
Generalnie wychodzi taniej bo za dwie osoby wyszłoby 50usd za same bilety. Zośka zachwycona tuk tukiem. Nam też się podoba bo jazda fajna i widoki piękne. Ogólnie Polonnaruwa warta odwiedzenia.
Teoretycznie powinno nam to zająć 3,5h a zajmuje 5h. Płacimy po dostarczeniu nas do naszego kierowcy.
Przy ostatnim zabytku zaś skutecznie atakują nas sprzedawcy pamiątek, kupujemy słonia z literkami dla Zosi za 600rs a maskę na ścianę negocjuję do 2500rs, jestem zadowolona i... coraz lepsza. Zakupy na Sri Lance oraz spieranie się z dwulatka, czynia ze mnie mistrza negocjacji :D
Pakujemy się w piatkę do naszego samochodu. Zosia na kolanach (jak ja za dawnych czasów :) i zasypia bardzo szybko. Tyle wrażeń, że nie dziwię jej się ;)
A przy drodze spotykamy dwa słonie, w tym jeden naprawdę ogromny! Obok jest park narodowy i słonie podobno wychodza na ulicę często noca. Ciekawe doświadczenie ale czołowe zderzenie z takim kolosem nie mogłoby się dobrze skończyć. Na szczeście mamy naprawdę dobrego kierowcę.
W hotelu czeka na nas boski kolacyjny szwedzki stół (11usd/os.) i.. dwie wycieczki Chińczyków. Jest baardzo egzotycznie :D