Pobudka o 6 zgodnie z planem. Konrad zostaje z Zosią, ja biorę tuk tuka za 4 dyszki i jadę do świątyni na wyspie, do której prowadzi most.
Poranna pobudka się opłaciła. Jadę tuk tukiem przez miasto pełne porannego gwaru. Jeszcze nie ma korków ale ruch spory. Dzieciaki idące, jadące (na skuterach, motocyklach z rodzicami, tuk tukami) do szkoły, od maluchow po nastolatki, wszyscy poubierani na biało, pod krawatem. Wyróżniają się z tłumu. Piękny widok.
Na brzegu od strony mostu młoda para na sesji zdjęciowej, ze świtą. Ale mają stroje! Niespecjalnie się do mnie uśmiechają, więc nie chcę być nieproszonym uczestnikiem, tylko kilka fot z daleka. Jestem sama. Zdejmuję buty i odwiedzam świątynię, o tej porze warto wszystko fotografować. Przyjemnie się zwiedza... Daję datek, dostaję pokwitowanie za niego (!), oglądam parę młodą i z żalem zmykam. Musimy szybko wracać do hotelu.
Ze względu na nieciekawe okolice hotelu decydujemy się wziąć wcześniejszy pociąg do Hikkaduwa.
Szybkie kontynentalne śniadanie, za które płacimy dodatkowo (sri lańskie trzeba zamawiać dzień wcześniej, minus).
Na dwa tuk tuki z naszymi bagażami za 600rs (5usd) jedziemy 20 min. na dworzec kolejowy. Pierwszy raz tutaj jedziemy pociągiem, więc to będzie dla nas prawdziwe przeżycie :)
Ale najpierw bilety. Zostajemy skierowani do kasy dla turystów. Ceny zaporowo niskie po za 1,5h podróży 2 klasą placimy 110rs/os (około 1usd). Podejrzewamy, że to co jest napisane na tablicy robaczkami srilańskimi to jeszcze niższe ceny dla tubylców oraz oddzielna kasa, rzecz jasna.
Przy bramce na peron pan kasuje bileciki. Odjeżdżamy punktualnie o 9.40 zgodnie z rozkładem. To pierwsza stacja. Wcześniej torów nie ma, dlatego z Tangalle braliśmy transport.
W pociągu na razie luz, całkiem przyjemnie się jedzie, chodzą wentylatorki takie małe jak u nas biurowe :D te zamontowane są na suficie.
W Galle wsiada tłum, po 20 min. pociag dojeżdża do Hikkaduwa, ledwo udaje nam się wysiaść. Schodzimy z peronu a tam pan zbiera bileciki, głęboko się schowały w mojej torebce. Bierzemy tuk tuki za bagatela 800rs.
Nasz hotel jest jakoś daleko, 5km od stacji. Kosztuje nas 650zł/2noce. Pokój urzadzony w prostym stylu, czysto, widok na morze, ogólnie ok, ale spodziewałam się czegoś więcej (po zdjęciach na booking.com) wokół hotelu nieciekawie i plaża bez szału,
Idziemy na spacer. Im bliżej miasta tym plaża coraz ładniejsza, szeroka, niestety trochę zaśmiecona. Ogromne fale, nigdy takich nie widzieliśmy. Konrad się kąpie, mówi, że fale masakrycznie ciagna. Można się utopić chyba szybciej niż w Tangalle. Nie pozwalam mu wchodzić do wody, boję się, że mi się utopi chłop. W sumie byłoby szkoda ;) O sobie nie wspomnę, nawet nie próbuję. Zośka cieszy się piachem. Zostawić ja na plaży z łopatka i wiaderkiem na pół dnia i można mieć pewność, że zastanie się w tym samym miejscu :D
Cieszymy się ostatnimi dniami na Sri Lance, po 16 jest idealna temperatura na spacer po plaży, jest naprawdę pięknie!