hostel fajny na pierwszy rzut oka, wczoraj w nocy padalo jak z cebra, ale rano ani sladu
wzielismy wczoraj Lariam i bolal mnie zoladek, snow kolorowolariamowych nie bylo
wstajemy kolo 11, i chyba od miesiaca wreszcie sie wyspalam, chociaz ciezko bylo zasnac w tym potwornym upale
bierzemy taxi do Kampali 1 tys. szylingow ugandyjskich za dwie osoby i hmm... Afryka, dociera do mnie i bardzo sie podoba
tyle bylo czekania z ta Afryka i tyle niewiadomych, ze ciezko uwierzyc, ze sie dojechalo i zaczyna sie badz co badz kolejna przygoda
pierwsze wrazenia? Kampala ogromne miasto rozlozyste na pagorkach, duzo zieleni, a w centrum gdzie blakamy sie bez celu bardzo biednie, takie jakies kartonowe te zabudowania, wszedzie smieci, bazary itp. czarni ludzie, mnostwo czarnych ludzi i ani jednego bialego turysty (przez caly dzien blakania sie po miescie widzielismy tylko jednego bialego czlowieczka)
jest oczywiscie niedziela wiec nie zalatwimy dzisia nic, dzien na luzaka
na razie boje sie wyjac aparat, czarni sa naprawde czarni, jak smola
okazuje sie ze bardzo mili, mowia hello i zaczepiaja, pytaja sie skad jestesmy itp. (Holland czy Poland co za roznica :)
widzimy jakis meczet i udajemy sie do niego, krazac bez celu uliczkami ale wyjmuje i aparat i chyba nie ma sie czego obawiac...
meczet okazuje sie nawiekszym meczetem w Afryce, nawet mamy przewodnika, 10000 szylingow za dwie osoby
btw pogoda jest fajna, mimo, ze bardzo goraco ale juz nie tak potwornie parno jak wczoraj w nocy
nieprzypadkowo trafiamy na konferencje jakiegos christian kosciola, duzo ludzi pod sporym zadaszeniem, siedzimy tam sobie i wzbudzamy zainteresowanie, w sumie jest ciekawie cos tam mowia polityczno-chrzescijanskego a potem spiewaja chrzescijanskie piesni, oni to potrafia pospiewac :)
po drodze zwiedzamy kosciol katolicki chyba, bardzo piekny, po drodze podziwiamy widoki na miasto, zaczyna nam sie podobac :)
jest sympatycznie ale padamy z glodu, wracamy do hostelu piechota i naprawde nie mozemy sie nadziwic,ze jeden bialy czlowiek na caly dzien widzielismy (oprocz siebie :)
podoba mi sie :)
wieczorem jak to wieczorem juz sie mielismy klasc spac ale los chcial, ze Lukasz zapytal sie dziewczyn z naszego pokoju (nie wiem czy pisalam, ze spimy w pokojach kilkuosobowych 12000 szylingow za os/noc) o wrazenia z raftingu Jinja
ostatecznie wyladowalismy z hostelowym barku z zalegla zoladkowa gorzka do odkazania
odkazalismy sie, ze ho ho
te mile dziewczyny to brytyjka i belgijka, zostaly zaproszone do odkazania sie
no i ilez to mozna sie od ludzi dowiedziec, przyznaje ze skrucha, ze przewodnika lonely planet nie przeczytalam ale wlasciwie po co czytac jak wszystko powiedza ci backpackersi :)
odkazanie zakonczono o godz. 2 w nocy z nieprzytomnoscia umyslu, za to z zapisanym notesikiem czego nie warto a co warto...