na wstepie pare uwag praktycznych: pogoda jak na razie nam dopisuje, mimo, ze zaczyna sie pora deszczowa
nie jest specjalnie goraco, ale jest w porzo, tzn. jeszcze nie za zimno (chociaz podobno to nas czeka wkrotce :)
tak dla przykladu w cusco dzisiaj pod wieczor bylo 22 stopnie
mimo to juz pare razy troche padalo ale tak bardzo krotko i dosc tresciwie
poza tym moskity i muszki, przed ktorymi przestrzegali nas nowopoznani miedzynarodowi koledzy, dopadly nas moze nie na machu picchu ale za to na goracych zrodlach w aquas... ale o tym za chwile
przepraszam z gory, ze pisze troche chaotycznie, ale w zasadzie caly czas sie tyle dzieje, ze ciezko wszystko jakos tak w miare poukladac
z tego tez powodu prosze mi wybaczyc skroty, bledy w nazwach lub ew. niedokladnych danych tecznicznych (jesli chodzi o ceny i koszty sa b. dokladne :)
celowo pisze wszystko z malych liter oraz celowo nie zawsze uzywam znakow interpunkcyjnych
zdjecia z racji tego ze sa duze a net nie zawsze szybki moga nie nastapic za predko, ale zobaczymy, moze uda mi sie cos wstawic
no i bardzo sie ciesze, ze tu ktos zaglada :)
co tam jeszcze chcialam uzupelnic... ano siostry dominikanki w cusco kosztowaly nas 20 soles od osoby za noc a w limie w hotelu espana okolo 30 soles z lazienka,
przy okazji dodam, ze bierzemy zawsze pokoje trzyosobowe, taniej i bezpieczniej
co do macchu picchu okazalo sie, ze ta wielce slawetna gora wszedzie obfotografowana to nie jest macchu a wayna picchu (podejrzewamy, ze nazwa wziela sie przez turystow, ktorzy mowili: wanna picture? :)))
a gora, ktora faktycznie nazywa sie machu picchu jest z drugiej strony i nikt nie robi jej zdjec bo juz nie jest taka ladna jak wayna picchu :)
no i jeszcze apropos: obiektywik rewelacja! sprawdza sie
w dniu poprzednim mielismy isc na disco, ale plan upadl, bo lokalsow bylo brak i pusto
i dobrze, bo wrocilismy w miare szybko do domu i sie naprawde wyspalismy
acha, niestety nie pamietam kwaterki w aquas (w sensie, nazwy)
wtedy jak przyjechalismy obstapili nas tubylcy i wybralismy taki za 10 soles od glowy, pokoik bez okna, ale tam tylko jedna noc wiec no problem
poza tym dot. uwag, dla niewtajemniczonych jest juz poza sezonem wiec jest duzo mniej turystow, to ma swoje dobre i zle strony
dobre to takie, ze bez problemu mozna znalezc tani i sensowny nocleg oraz miejsce w knajpce (chociaz my to chodzimy glownie do lokalsow :)
a zle to tylko dlatego ze jest malo ludzi do zapoznania, w sensie z calego swiata... mimo wszystko zawsze sie ktos nawinie i to jest fajne
asia i jakub praktykuja hiszpanski a ja angielski i francuski
zazdroszcze ich tej znajomosci hiszpanskiego...
no wiec tak jak pisalam w aquas rano sie wyspalismy jak susly
co bylo robic: spacerek po aquas, calkiem smaczne sniadanko tym razem w turystycznej restauracji
potem wycieczka do goracych zrodel (tak to sie niby nazywa ale tak naprawde to baseny z goraca woda)
nawet fajnie bylo, chociaz toalety i przebieralnie watpliwej jakosci
a ze bylo bardzo goraco wskoczylismy w kostiumy i troche sobie posiedzielismy w tej cieplej jak zupa wodzie
do tego jeszcze drinki: trzeba bylo wreszcie sprobowac pisco sour, tradycyjny drink peruwianski skladajacy sie z pisco, ubitego bialka i soku z limonki
idealnie
spedzilismy tam kilka godzinek, jakub i asia nawiazali znajomosc z cziliczykami, ktorzy wpadli do peru na likend
tymczasem muszki i moskity nie proznowaly, pracowaly pilnie na jakubie i joannie
mnie to jeszcze tak strasznie nie zjadly, bo biegalam z aparatem, ale ich musialy dopasc chyba w trakcie nawiazywania konwersacji bo sie nastepnego dnia okazalo, ze muszki gryza bezczuciowo a slad jest dopiero po jakims czasie i swedzi okropnie!
no to po pysznym obiadku z pstragiem plus pisco sour lub cuscuenos ciemne (nie wiem czy pisalam, b. dobre piwo peruwianskie) koszowal nas okolo 50 soles
dalej nasza podroz wygladala tak:
wsiadamy do pociagu z aquas z powrotem do cusco (zapoznanie sie z przesympatyczna peruwianka i smiesznym japonczykiem), ale wysiadka w miejscowosci o dziwnej nazwie auaytantango (na pewno zrobilam blad) i zeby bylo szybciej po dluzszym przemysleniu sytuacji bierzemy taxi 40 soles za trzy sztuki po dlugim targowaniu, zeby dalej z cusco zdazyc na bus do copacabana (boliwia)
w biurze zapewniaja nas ze bedziemy jechac 12 godzin komfortowym autokarem prawie z lezacymi miejscowkami (60 soles od glowy)
hmm...
taxi na dworzec san pedro (4 soles)
dworzec hardcore, o kiblach nie wspomne, bo gorzej niz w indiach widzialam
odjazd o 22, bus nawet nawet, miejscowki faktycznie prawie lezace
towarzystwo miedzynarodowe
niektorym nawet udaje sie zasnac :)