przejazd autobusem to powtorka wycieczki potosi do uyuni czyli trauma
po drodze byloby dziwne jakby autobus sie nie zepsul i nie bylo wertepow
na szczescie bylo cieplo, ale ciezko bylo spac
o 6 rano okazalo sie ze autobus sie na dobre zepsul i mamy dalej sami sobie radzic
na szczescie to okolo 40 km do la paz
oddaja nam nawet po 5 boliwianos
stoimy wiec jak te czubki przy ulicy i machamy na autobusy
w koncu zatrzymuje sie jakis busik
jedzie do el aldo (dosc podobno niebezpieczne przedmiescia la paz)
wsiadamy byle dalej
a w el aldo wsiadamy do jakiegos busu ktory podobno jedzie do centrum la paz
jakos tam nam sie udaje
nowopoznany kolega holender poleca nam hotelik w la paz o nazwie posada el carretero
faktycznie jest w porzo
mamy pokoj z lazienka z ciepla woda (!) po 30 boliwianos od glowy
trzeba sie wyczyscic z pylu brudu i wszystkiego co sie do nas przez caly ten ostatni czas przykleilo
a pranie to nawet dostajemy tego samego dnia
idziemy do agencji
bierzemy zjazd rowerami i dzungle pampas
agencja nazywa sie explorama, zobaczymy jaki bedzie efekt bo laska co nas obsluguje nic nie wie, ciagle dzwoni do kogos, zeby sie dowiedziec i w zasadzie spedzamy tam 2 godz.
rowery 35 usd plus 75 usd za dzungle (dodatkowo 12 usd za bus do rurrenabaque a powrot samolotem zeby bylo szybciej)
agencje polece po fakcie
jutro mamy o 7 rano byc u nich na calodniowa wycieczke na rowerkach droga smierci lub jak kto woli najbardziej niebezpieczna droga na swiecie :)
poki co idziemy wreszcie cos zjesc tym razem nie do lokalsow tylko do fruid and salad bar niedaleko placu san francisco
zaraz obok znajduja sie zreszta sklepiki z roznymi fajnymi boliwijskimi rzeczami
w koncu cos mi sie podoba
bierzemy kaske z bankomatu i robimy szalenstwo zakupow
targuje sie dosc dziwnie, bo liczebnikow po hiszpansku jakos jeszcze nie przyswoilam
wieczorem na net, siedze do 23 w koncu mnie wyrzucaja jak zwykle...
wracam do hostelu aska i jakub juz dawno slodko spia bo wykonczyli zoladkowke pod moja nieobecnosc