Jakie to szczęście wreszcie się wyspać.
Ale sytuacja jest taka, że ranek a już jest potwornie gorąco. W namiocie prawie nie da się wytrzymać.
Namiot generalnie jest dla nas za mały, pomijając, że bagaże na zewnątrz.
Ewakuujemy się czym prędzej z namiotu. Cykady hałasują tak, że ledwo słyszymy nasze myśli.
Ponoć w ten sposób się chłodzą.
Idziemy na skalistą plażę obok kempingu, jest silny wiatr, więc fale i pływać to się raczej nie da.
Ale jest pięknie. Woda turkusowo-zielona.
Dzisiaj wypozyczamy samochód bo bez niego ani rusz.
Kupujemy z Konradem kartę do komórki, żeby było taniej dzwonić do rodziny i znajomych, ale okazuje się, że żeby pakiecik działał to trzeba jeszcze tam ileś dopłacać i w ostatecznym rachunku opłaca się może ale zakup jednorazowy na 1 kartę. Czujemy się trochę oszukani :/
Potem jedziemy do Pomeny, urokliwego turystycznego miasteczka koło Parku Narodowego.
Dzisiaj zafundujemy sobie super jedzonko, świeżo złowione owoce morza. Mniam..
Wieczorem podziwiamy kiczowaty zachód słońca, ale co z tego, że kiczowaty, w końcu jesteśmy na wakacjach!
A teraz kilka informacji technicznych.
Mljet ma 37 km. długości i 3 km. szerokości. Rośnie na niej niesamowicie bujna roślinność. Wygląda trochę jak dżungla w Ugandzie.
Ponoć najbardziej zarośnięta wyspa w Chorwacji.
Drogi mają dobre, bardzo kręte, z przepaściami po bokach. Ale za to jest ciekawie. Widoczki miodzio.
Nasz kemping (jedyny działający na wyspie) jest w północnej części wyspy.
Połozony nad zatoką, prawie, do zatoczki jakieś 200 m. w dół, ale jak się wraca to ciężko bo stromo pod górkę.
Coś za coś :)
Jutro wypad na piaszczystą plażę, na drugim końcu wyspy, Saplunara.