Śniadanie po 9, pobudka była 3h wcześniej, więc znowu umieram z głodu i obserwuję powolne ruchy chłopaka z obsługi...
Dzisiaj wyjeżdżamy z Hikkaduwa. Za hotel mogę zapłacić tylko gotówką, więc jadę tuk tukiem do bankomatu do miasta. 500rs w te i we wte. W Commercial Bank, podobnie jak w innych, 300rs standardowa prowizja za wypłatę z bankomatu.
W sumie jak każde większe miasteczko jest hałaśliwe i nieco zakorkowane, to podoba mi się, dużo tu sklepów z upominkami, duży wybór niedużych ulicznych restauracji.
Mamy jeszcze 2h, idziemy do pierwszego najbliższego hotelu, gdzie można płacić kartą kredytową. Niestety Sri Lanka okazała się droższa niż założyliśmy i nadszarpnęła już nasz budżet (samo życie, nawet a może szczególnie, na wakacjach).
Hotel nazywa się Saphire, ma basen, fajne leżaki, za które nie trzeba dodatkowo płacić. Żałujemy, że wcześniej nie odkryliśmy tego miejsca, o rezerwacji hotelu nie wspomnę. Zamawiamy krewetki jumbo i kalmary w cieście. Jedzenie rewelacja i jest tylko minimalnie droższe od tego, które jedliśmy wczoraj pod zwykłą chatą. Najciekawsze na Sri Lance jest to, że ceny jedzenia do najtańszych w Azji nie należą ale są bardzo zbliżone cenowo i smakowo niezależnie czy to jest restauracja pod strzechą czy luksusowy hotel. Dziwne trochę.
Cóż, musimy pędzić na pociąg do Negombo, z przesiadką w Colombo Fort. Wciskamy się do jednego tuk tuka razem ze wszystkimi bagażami co jest nie lada wyczynem :)
Kupujemy bilety 220rs/os czyli około 1,5usd. Taniocha, biorąc pod uwagę, że to jakieś 120km. Trochę białych na peronie.
Pociąg odjeżdża kilkanaście min. spóźniony. Miejsc siedzących brak, dla Zośki potem się znajduje i dla nas oddzielnie. Jedziemy 2h, po drodze z jednej roztaczają się piękne widoki na ocean z drugiej zwykłe życie... miasta, miasteczka, wieś, często baraki, w których mieszkają ludzie, nie wiem czy najbiedniejsi, ale często wcale nie nieszczęśliwi. Roześmiane dzieciaki siedzą na dachach i machają do nas (zamiast siedzieć przed tabletami ;)
Jesteśmy w Colombo Fort. Colombo, miasto najbrzydsze z najbrzydszych, chaotyczne, brudne. Na stacji kolejowej tłumy. Jest koło 17, godzina szczytu. Cudem udaje nam się zdążyć na pociąg do Negombo...
Upał, wysoka wilgotność powietrza powodują, że jesteśmy ostatkiem sił.
Ale teraz dopiero się zaczyna. Na tej stacji to jeszcze nic, na następnej to dopiero jest tłum, który wsiada w ilościach hurtowych, wszyscy do naszego pociągu (!). Jakaś miła pani ustąpiła mnie i Zośce miejsce, Konrad z bagażami gdzieś dalej. Jak coś słychać to rozmawiamy na odległość. Wspieramy się duchowo ale nie jest nam do śmiechu bo ludzie są wszędzie, nawet wisząc poza pociągiem. Wszędzie okna otwarte, drzwi w czasie jazdy też. Przynajmniej wieje, bo na przystankach darmowa sauna. Jesteśmy miejscową atrakcją. Podobno biali na tej trasie pociągami nie jeżdżą. He he.
Po godzinie się luzuje. Przez cały czas Zośka jest dzielna, chociaż trochę się wierci. Zapycham ją ciastkami dla świętego spokoju :)
Na miejscu jesteśmy po kolejnej godzinie. Łapiemy tuk tuka i do hotelu. Szybka kolacja i padamy. Chyba klima nie działa, trudno :/