jak zwykle sniadanko, tym razem wlasnej roboty: chlebek kukurydziany plus awokado z pomidorem cebula i limonka... oraz mate de coca
placimy za nocleg i zostawiamy jeszcze plecaki bo caly dzien przeznaczamy na zwiedzanie la paz
pani z hostelu mowi, ze mam jej zaplacic za suszenie wlosow suszarka 5 boliwianos (wczesniej o tym nie wspomniala) utargowalam na 1,5 ale chyba nie polecam jednak hostelu maksymiliano - pani uwagi nic nie ominie, mamy nadzieje, ze jak wrocimy pod wieczor po nasze plecaki to beda cale i zdrowe..
(wczoraj na pytanie czy jest papier toaletowy powiedziala, ze tak oczywiscie w sklepie naprzeciwko :)
najpierw muzeum de arte (10 b.), potem muzeum instrumentow (rewelacja) (5 b.), nastepnie muzeum kostiumow (4 b.) a na koniec muzeum etnograficzne (gratis) (za to w sklepiku obok zaopatrzylam sie w piekne boliwijskie miseczki i zielone rekawiczki z lamy - drogie to ale za to piekne i oryginalne)
tak przy okazji apropos ichniejszych wyrobow nie sa az tak piekne jak sobie wyobrazalam, sa bardzo kolorowe ale trzeba troche poprzerzucac zeby znalezc cos ladnego i naprawde oryginalnego, to dopiero moje poczatki, wiec jeszcze zglebie ta dziedzine..
poki co moge powiedziec, ze calkiem ciekawe sa wyroby z drewna oraz instrumenty muzyczne
licze ze znajde jeszcze cos fajnego jak nie w bolivii to w peru w arequipie
z kolei la paz zaczyna mi sie podobac, bladzimy miedzy waskimi uliczkami, miedzy kolonialnymi budynkami, katedra piekna, generalnie misz masz ale klimatyczny
w miedzyczasie trafiamy na slub w katedrze, graja mariacci a para mloda tanczy przed kosciolem
robimy mnostwo fotek, nie tylko parze mlodej, bo atrakcja nie lada
a potem znowu papu u lokalsow tym razem w jakiejs wyjatkowo oryginalnej spelunce
troche mnie potem kiszki graja cos... to chyba nie byl dobry pomysl, hm..
no i sie rozpadalo, a caly dzien prazylo na maxa ostro slonce
kontrastowa pogoda, nie da sie ukryc
a my w dalsza droge na bus do potosi
najlepsze, ze nasze bagaze oddaje sie w zupelnie innym miejscu a do autobusu biegnie sie na stanowisko
dziwne zwyczaje
toalet nie testowalismy, moze i lepiej... :)
oczywiscie nie dalo sie uniknac podatku dworcowego 2 bolivianos
biegniemy za autobusem jak szaleni, bo sie okazalo, ze ten nasz juz prawie odjechal
nie to, zebysmy sie spoznili
oni (tubylcy) sprawiaja wrazenie dobrze zorganizowanych i bardzo praworzadnych
w rzeczywistosci jest zupelnie inaczej
przypominam ze moj telefon w boliwii nie dziala, wiec do powrotu do polski jestem wylaczona telefonicznie, pierwszy raz od dawna, nawet przyjemne uczucie :)
niestety na razie zdjec brak mimo moich dobrych checi, net tu dziala koszmarnie wolno a moje foty maja po 3 mb, nie udaje sie zalaczyc na razie