camel trophy a to dlatego bo trzesie nami przez cala droge, ale to oczywiscie mile trzesanie bo widoki i atmosfera wynagradzaja wszelkie niewygody podrozy
na wstepie jeszcze chcialam dodac, ze toaleta w hoteliku w stanie idealnym, po takich przejsciach jakie przezywamy na codzien (w sensie stan toalet - nie opisze, bo to bardzo zenujace) jest to badz co badz maly szok, aczkolwiek mily :)
rano jest bardzo zimno ale chyba nie na minusie
wyruszamy o 8
nasz kierowca jak prawdziwy rajdowiec chociaz nie wyglada :)
jestesmy na wys. ok. 4 tys. a brunatno brazowo-czerwone gory maja po 5 tysi
widoki boskie jak zwykle
mijamy wulkany
a potem dojezdzamy do pierwszej laguny o nazwie celeste
z flamingami
no co tu bede opowiadac, biegam z aparatem jak szalona i nie wiem juz ile razy i z jaka przyslona zrobilam ten sam lub podobny widoczek
tutaj lunch i zmykamy dalej
znowu wulkany i jakies skaly podobno salvadora dali
jedziemy sobie przez te pustynne klimaty i nagle nasz samochodzik tak po prostu sie zatrzymuje
nasz pan kierowca wysiada, zepsul sie? (w sensie samochodzik)
okazuje sie ze nie jest tak zle.. zabraklo benzyny i czekamy na rurke od drugiego samochodu pakujemy benzynke i w droge!
(niefajnie byloby nocowac na srodku tej pustyni... hmm)
do laguna colorada wys. 4278 m (to z lonely planet)
jest calkiem wczesnie bo przed 17 ale piorunsko wieje, ciezko sie idzie i generalnie na tej wysokosci szybko sie mecze (nie tylko ja)
laguna colorada ma niesamowite kolory (do zobaczenia na fotkach) od alg, boraksow i innych tym podobnych iwanow
acha, wstep jakby do parku laguny colorada 30 bolivianos
tutaj nocujemy w dosc spartanskich warunkach (pokoj 6 osobowy w tym chrapiacy przeogromnie nasz grupowy boliwijczyk)
ale zanim idziemy spac wybieramy sie na kawalek wycieczki nad lagune
w tamta strone spoko bo pcha nas wiatr
duuuuzo fotek i jakby wracamy ale to nie takie proste
flamingi na tych swoich chudych nozkach jak przyklejone do tej laguny, bo nas to z kolei prawie ten wiatr odrywa od ziemi
jakos po wielkich trudach, ledwo zyjac docieramy do naszych spartanskich warunkow
i wlasnie wtedy jest idealna pora na herbatke z asi wodeczka zoladkowa (ktora to asia tachala przez caly czas ze soba)
wieczorem jeszcze partyjka kosci i spac bo jest baardzo zimno
tak przy okazji w takich chwilach marzy sie o goracej kapieli we wlasnej wannie, ale czego sie nie robi dla boliwijskich widokow :)
i jeszcze jedno: zaczynam coraz wiecej rozumiec po hiszpansku, gorzej troche z wersja mowiona bo miksuje hiszpanski z francuskim i angielskim i nie zawsze kto tam podpadnie mnie rozumie, ale zawsze to cos :)