uff.... dojezdzamy cali, czy zdrowi nie wiadomo...
na miejscu miala czekac na nas jakas pani z agencji ale nikt nie czeka
jest 5 rano
kimamy wiec na dworcu autobusowym w rurrenabaque do 7 a potem zobaczymy
pani sie pojawia w koncu kolo 7
jestesmy uratowani
tutaj przedstawicielem agencji explorer z la paz jest inna agencja i nazywa sie inca land tours
pani bardzo mila
prowadzi nas do biura
mozemy nawet skorzystac z prysznica a to wielce wskazane
maly rekonesans i o 9.30 podjezdza jeep, ktory ma nas zabrac na pampas (czyli tam gdzie spedzimy trzy dni)
do naszej trojki dolacza niemiec taki bardzo niemiecki (po hiszpansku i angielsku gada z niemieckim akcentem i wlasciwie przez caly czas nawija)
no i oprocz nas jest pan kierowca, nasz gajd indianin i pani kucharka (bardzo ladna i mila)
jedziemy jakies 3 godziny w kierunku naszej rzeczki, ktora nazywa sie yacuma
3 godziny pylu ale i fantastycznych widokow na pola sawann, palm, krow (podobnych do indyjskich) oraz konikow itp.
lunch a potem wsiadamy do lodki dlubanki i plyniemy jakas godzine do naszego
osrodka
po drodze podziwiamy ptaki, ktore halasuja wnieboglosy i lataja wte i we wte, to przeciez ich teren, dla nich to raj na ziemi
spotykamy nawet krokodyla i delfiny!
rzeka ma kolor brunatno czerwony (o czym sie potem przekonam po moim bialym kostiumie)
jestesmy na miejscu
szorowanko, obiad i wycieczka na zachod slonca
z tymi zachodami tutaj to jest tak, ze najpierw sie slonko czai a potem nagle znika i tyle jest zachodu z zachodem :)
potem plywamy lodka i szukamy aligatorow
ciemno i grozno ale fajnie
a nasz gajd wyglada jak prawdziwy indianin
kolega niemiec nawija po hiszpansku z niemieckim akcentem, a ja nic nie rozumiem
wieczorem akcja repelent, komary nie proznuja, najbardziej smakuje im krew kuby,
kuba sie chwali ze ma najslodsza, ale to chyba nie powod do chluby :)
ciezko mi spac na lewym poobijanym boku... wygladam jak dziecko wojny, dobrze, ze w polsce bede mogla sie szczelnie pozakrywac :)